Być czy mecz



04.06.2002 - Asiad Main Stadium w Busan - godz. 20.30 (13.30 czasu polskiego)


Była już prawie trzynasta, czekałem przed salą wraz z innymi na egzamin ustny z filozofii. Czarny, lekko za duży garnitur z second handu dawał się w ten gorący dzień we znaki. Marzyłem, żeby jak najszybciej go z siebie zrzucić. Nagle otworzyły się drzwi pokoju przesłuchań, ktoś wyszedł. Profesor kazał przekazać, że będzie teraz dwugodzinna przerwa - powiedział lakonicznie jakiś studenciak. Zajebiście - pomyślałem. Poszedłem coś zjeść. Niecałe trzy godziny później siedziałem już w tramwaju. Zdałem, ale nie czułem z tego powodu przesadnej euforii. Myśli oscylowały gdzieś wokół krótkich spodenek i zimnego piwa.

Pier... kraj! - Darł się krótko ogolony dresiarz, kopiąc przy tym zmurszały tynk kamienicy w której kierunku od dłuższego czasu zmierzałem. Stojący obok niego ziomal milczał i klepał go na pocieszenie po ramieniu. Przeszedłem obok nich, nawet mnie nie zauważyli. Gdy już się wdrapałem po schodach na trzecie piętro w progu mieszkania przywitał mnie dobiegający z pokoju hałas telewizora. Zmasakrowane bestialsko paczki chipsów i zdeformowane nieludzko szczątki puszek po piwie tworzyły apokaliptyczny krajobraz. Koledzy pili w ciszy. Prezenterzy ze studia meczowego wytykali błędy naszych zawodników. Przegraliśmy 0-2 z Koreą Południową. Sam nie wiem czemu tak dobrze ten dzień pamiętam.

Tekst: Marcin Rychlicki  

Komentarze